Ani chwili nie zastanawialam się, na co przeznaczyć uzbierane muszle. Tym oto sposobem powstała chyba najbardziej dziwaczna ozdoba, jaką mam w mojej kuchni... Przetrząsnęłam sieć - nie ma nikogo tak szurniętego, jak ja, kto chomikowałby muszle malży robiąc z nich potem wianki...
A drugie "dziwne coś" znalezione dawno gdzieś w Internecie urzekło mnie bardzo. Nigdy nie byłam przekonana do papierowych ozdób, ale te ruloniki łudząco przypominają mi wyłowione z morza patyki. Z daleka naprawdę tak wyglądają. Zwijanie, a potem sklejanie blisko 250 skrętów zajęło mi calutki dzień. Jeden skręt to jedna kartka (10x15cm) ze starego słownika.
wianek z muszli przyznaję-oryginalny;) co do karteczkowego; podziwiam, zdecydowanie bardziej w moim guście - taki chętnie sama powiesiłabym gdzieś u siebie, jeśli znajdę odpowiednią książeczkę może też pokuszę się o przygotowanie czegoś w tym klimacie
OdpowiedzUsuńWianek ze skręconych kartek- rewelacyjny :), co do "muszelkowego" to przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z takim wykorzystaniem czarnych muszli :) i przyznał, że ładnie to wygląda!!!
OdpowiedzUsuńWianek ze "skrętów" wymiata, jest kapitalny:)
OdpowiedzUsuńPomysł z muszlami mi się nie podoba... Ale ze słownikowymi karteluszkami bardzo :)
OdpowiedzUsuńŚwietne te Twoje dekoracje. Uwielbiam takie. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTakiego wianka jeszcze nie widziałam, bardzo pomysłowy, w dodatku poznałam ten język (bardzo w tej chwili passe)
OdpowiedzUsuńBardzo podobnie myślimy, kocham wszystkie przydasie, zbieram wszystko, co da się wykorzystać, teraz zabieram się do czytania i oglądania Twoich prac.
Pozdrawiam.:)
Fajne, ale gdyby moja Mama rusycystka widziała, że słownik polsko-rosyjski poszedł pod nożyczki, to by oszalała z rozpaczy:)
OdpowiedzUsuń