piątek, 10 kwietnia 2015

84. Etykiety i organizacja szuflady z przyprawami



Marzenie moje spełnione! Minąć musiało 2 lata (!), by zrobić wreszcie porządek w swojej szufladzie z przyprawami. Nie mogłam wytrzymać patrząc na ten wszechogarniający bałagan… Szuflada, fakt, przestronna, ale rozgardiasz w niej panujący – wprost proporcjonalny do jej rozmiarów.
Długo zastanawiałam się, w czym najlepiej przechowywać przyprawy… Jak dotąd bowiem nie znalazłam niczego, co spełniałoby moje oczekiwania i byłoby dostosowane do moich potrzeb.  Pierwotnie moje przyprawy mieszkały w słoiczkach IHÄRDIG  z Ikea . Niewypał. Po pierwsze: były zdecydowanie za małe i większość przyprawy po przesypaniu do słoiczka nadal pozostawała w papierowej torebce (z której stale się wysypywała). Po drugie: zamknięcia tych słoiczków były tak niewygodne, że używać przyprawę było trudno, bo okruszki zostawały na czarnej pokrywce, skąd spadały potem do szuflady. I znowu bałagan. A po trzecie: bardzo trudno takie słoiczki myć. Otwór mały, gąbka nie wejdzie, dużo zabawy. Zdecydowanie nie, nie, nie! Potem wymyśliłam, że przyprawy będę trzymać w słoiczkach po kawie Prima Finezja (kojarzycie?). Duże, hermetycznie zamykane, łatwe do umycia, estetyczne. No ale uzbierałam ich jedynie 15 i na tym stanęło. Nie pijam tej kawy, a wszystkie słoiczki, które po niej mam, są od kogoś.  Próbowałam kupić takowe, ale nigdzie nie znalazłam. Przetrząsnęłam sieć – nie ma. Odpuściłam. Potem, słuchając rad męża, zostawiłam przyprawy w oryginalnych torebkach. Najwygodniej, najwięcej się zmieści do szuflady, po prostu superświetnie. Tak było. Krótko, bo znieść nie mogłam tego bałaganu. Chcąc nie chcąc – z torebek wszystko się wysypywało. Mokrą ręką nie weźmiesz, bo papier... No i czy to estetyczne? W ogóle.
Wściekłam się. Siadłam i zamówiłam 80 zwykłych słoików z czarnymi nakrętkami. Trudno, może nie będzie aż tak pięknie,  jakbym chciała, ale będzie bardzo praktycznie. Słoik prosty, surowy, pojemny (350 ml), bez finezyjnych zaokrągleń i  zakamarków, a więc łatwy do umycia i – co najważniejsze – dość tani (68 gr/szt.). Polecam na Allegro sprzedawcę tb555 – bardzo profesjonalna Firma.
Dziś już widzę, że mogłabym mieć nieco wyższe i o mniejszej średnicy – wówczas dużo więcej zmieściłoby się w mojej szufladzie. Teraz muszą stać piętrowo. Niestety, nigdzie takich słoików nie znalazłam. Jeśli ktoś coś –  ja chętnie! ;-) Póki co – jestem bardzo zadowolona z takiego  uporządkowania naszej "przyprawowej szuflady".
No i druga sprawa – etykiety. W Internecie jest ich zatrzęsienie. Niektóre piękne i w moim typie.  Cóż, ja jednak zmuszona byłam wykonać swoje sama, bo nigdzie nie znalazłam takich, które mogłabym dopasować do moich wszystkich przypraw. Zawsze czegoś brakowało. Dużo brakowało. Poświęciłam kilka wieczorów i zrobiłam. Nie są jakieś wyszukane i artystycznie piękne, ale są takie moje i wydaje mi się, że pasują do charakteru słoika – są równie jak on skromne.
Jeśli komuś się podobają – odstąpię. Działajcie i porządkujcie!
 Moja szuflada dotychczas wyglądała tak:


czwartek, 9 kwietnia 2015

83. Barwy narodowe, czyli poduszka i serce z polskim akcentem

Zostałam poproszona o uszycie poduszki mającej polecieć do Włoch. Ponadto, w zaleceniach: ma być polska i z serduszkiem... Hmmm... Polska poduszka? Sieć przeszukana. Żadnych inspiracji. No,  może jedna, śliczna, ale bardziej Bożonarodzeniowa niż polska... Dobra, na upartego - mogłaby być i polska...
Nie, nie umiem takiej... Wymyślam więc sama.
Materiał? Wszystko z recyclingu. Dużo kombinowania, naszywania, przeszywania, zamek ukryty, koronka, haft itp itd. Nadziubdziane. Do pary małe serduszko. Pracy a pracy z nią było, ale przyznać muszę - podoba mi się.
Niech leci i komuś, do kogo trafi - faktycznie przypomina Polskę.
A wspominana przeze mnie na początku inspiracja pochodzi z bloga caramel and white - zajrzyjcie.


środa, 8 kwietnia 2015

82. Metamorfoza niechcianego lustra

Żywot tego lustra skończył się wraz z opuszczeniem przez moja mamę swojego domu i jej przeprowadzką do nowego mieszkania. Rozpoczął się remont domu, a lustro powędrowało do garażu. Miało zamieszkać ponownie z moją mamą w jej nowym mieszkaniu, ale nie było dla niego miejsca. Nigdzie się nie mieściło, a żadne z nas (ani brat, ani ja) nie chciało przygarnąć go do siebie. Nikomu do niczego nie pasowało... Ja za złotem nie przepadam, brat lustro już miał. Leżało biedne w garażu ładnych kilka miesięcy, aż w końcu moja mama zaproponowała: "A może byś go sobie przemalowała na biało?". Nie zastanawiając się długo - pojechałam po nie i zaadoptowałam. W ruch poszedł spray razy dwa i lustro gotowe! Znalazło się w sypialni na różowej ścianie, która przy najbliższej okazji będzie szara!



wtorek, 7 kwietnia 2015

81. Wielkanocne kadry

Tegoroczne Święta Wielkiej Nocy nie były obfite w wytwory rękodzielnicze. Nie znalazłam dostatecznie dużo czasu, by wykonać coś dla siebie. Dom ozdabiały głównie dekoracje z zeszłego roku. Cóż, czasem tak bywa. Plany miałam ambitne, a zdążyłam wykonać prawie nic ;-) Zajmowałam się robieniem ozdób na sprzedaż i tysiącem innych "nieświątecznych" rzeczy. Poza tym - moje młodsze dziecko jest teraz w okresie, który całkowicie uniemożliwia jakiekolwiek "prace ręczne", jest bardzo absorbujący i potrzebuje mnie na 150%. Mało tego - zabiera i niszczy wszystko, co się nawinie. Nie ma więc teraz mowy o tym, by spokojnie zasiąść i "potworzyć". Nie można również w zasięgu jego rąk postawić niczego, co stanowiłoby świąteczną (czy nieświąteczną) dekorację. Większość sprzętów i mebli, na które mógłby wejść (i z nich spaść) jest wyniesiona - dom przypomina lotnisko! - pusto...) Hmmm... Nie pozostaje mi więc nic innego, jak przeczekać jego ciężki czas...