środa, 28 maja 2014

37. Zwykły gazetnik łazienkowy

Być może niektórych śmieszy fakt, że publikuję na blogu posty o rzeczach zwykłych, że zamieszczam wpisy na temat przedmiotów, które zmieniły swój wygląd JEDYNIE poprzez zmianę koloru - najczęściej z "innego" na biały. Ale skoro można publikować posty dotyczące sposobu nakładania podkładu na twarz czy maskary na rzęsy (nie mam nic przeciwko!), to nie uważam, by coś niestosownego było w pokazaniu rzeczy zwykłej przed i po metamorfozie. A jeśli o mnie chodzi - uwielbiam takie posty, bo są magiczne... To jest niesamowite, kiedy z najbardziej beznadziejnej rzeczy da się zrobić (własnym sumptem) przedmiot CAŁKOWICIE nadający się do użytku. Tylko że u mnie nuda, bo znowu na biało...
Gazetnik nabyłam na targu staroci w tę samą deszczową sobotę, o której mowa w poprzednim poście... Cena: 20 zł.
Swoje miejsce znalazł w łazience... Hmmm, chyba w tej chwili tylko tam mam czas poczytać, swój czas...
Miejsce jakby dla niego ;-) Kilka milimetrów dłuższy i już by się nie zmieścił...
Pierwsza moja myśl była taka, by go nie malować. Podczas czyszczenia jednak to coś, czym był pokryty zaczęło odpadać i gazetnik zrobić się w ciapki. Nie było wyjścia - jedziemy! Pokryłam go chyba ośmioma warstwami - szok!

sobota, 24 maja 2014

36. Stołeczek z płyteczek

W jedną z sobót, bardzo deszczową zresztą, wybrałam się na najbliższy targ staroci. Pogoda beznadziejna! Uciapana błotem cała wróciłam do domu. I pomyślałam sobie: jak targi staroci, to tylko w takie deszczowe dni! Wiem, może to strasznie zabrzmi (brutalne!), ale w takie deszczowe dni są naprawdę dobre ceny ;-) Nie będę rozwijać tematu, dlaczego, bo sami pewnie wiecie, a i też nie chcę, by moja brutalność osiągnęła apogeum ;-)
Ale do rzeczy: kupiłam kilka rzeczy, między innymi pewien stołeczek-pomocnik. Ze względu na mały metraż mojego domu byliśmy zmuszeni wieszać półki aż do nieba. Wiąże się to albo z chodzeniem na szczudłach, albo z używaniem (częstym używaniem!) małych stołeczków. Szukałam jednak fajnych okazji, by kupić coś ciekawego w dobrej cenie. Wydaje mi się, że znalazłam. Stołeczek, o którym mowa kosztował mnie 10 zł. Przeszedł lifting od a do z. Nie jest już tym stołeczkiem, którym był owej deszczowej soboty... Szybciutko poszedł pod pędzel. Wymieniłam mu także "górę", wykorzystując płytki, które nam pozostały podczas "robienia" kuchni. Zafugowałam - no i jest!
Potrzebuję jeszcze 5 takich stołeczków ;-) wszędzie tak wysoko...

środa, 14 maja 2014

35. Lambrekin, komódki i inne zmiany w pokoju do pracy

O swoim ulubionym pokoju pisałam w styczniu w poście 4. Od tamtego czasu jednak zmieniło się wiele, więc dziś - aktualizacja ;-)
Uszyłam w końcu coś na okno. Miało być biało, ale mając dawno kupiony biało-czarny pasiasty materiał doszłam do wniosku, że to właśnie z niego coś powstanie. A ponieważ wcześniej użyłam go do uszycia wypełnienia koszy oraz na poszewkę, pomyślałam, że będzie się dobrze komponować.
To pierwsza zmiana.
Druga - moje małe komódki (po kilku latach czekania!) w końcu się doczekały zawieszenia. Mieliśmy spory problem, jak je powiesić... Nie było za co "złapać", sklejka cienka itp. A ja MUSIAŁAM je mieć w rzędzie obok siebie pod półkami... Oprócz tego, że to moja fanaberia, to faktycznie - nie było ich gdzie indziej postawić, żeby były "pod ręką" i aby można by z nich szybko i sprawnie korzystać. Mój M* wymyślił, że postawimy je na przyciętej na wymiar półce. Początkowo zareagowałam kwaśną miną, ale wiedziałam, że albo tak, albo wcale... Zgodziłam się i aby mój "wieszacz" się nie rozmyślił ;-) szybciutko pojechałam do stolarza zamówić deseczkę. Potem: farba i pędzel, woskowanie, uchwyty i jest! Wraz z dwudziestoma szufladkami zawisła po ciężkich bojach, mieszcząc wszystkie najpotrzebniejsze klamoty. W najbliższym czasie komódki czeka malowanie.
Trzecia - przeniesienie miejsca pracy mojego męża na drugą stronę pokoju. Rozstaliśmy się chyba na zawsze, bo na jednym biurku - niestety - bardzo trudno pracować, zwłaszcza, że ja potrzebowałam zdecydowanie więcej przestrzeni do swoich robót (sami wiecie, co dzieje się podczas "tworzenia"!). Poza tym jest jeszcze maszyna, którą chciałam mieć na podorędziu, z kolei mój mąż musi mieć do pracy dwa monitory, więc siłą rzeczy - ciasnota! Wiem, podobno dopiero w ciasnocie można tak naprawdę poczuć, że się jest razem*, ale nasze 103 metry zagwarantują nam to na pewno! ;-)
Przepraszam za uciapany paluchami monitor, ale to także miejsce "posiadówek" mojego dziecka, więc... Nie zauważyłam wcześniej  - wybaczcie
Metoda na plakat... Sklepy, które oferują plakaty mają - moim zdaniem - bardzo wybujałe ceny. Wiem, że ja osobiście plakatu nie kupię, bo wiem również, jaki jest koszt jego produkcji... Wolę zrobić sama - to przecież takie proste - zwłaszcza, jeśli chodzi o plakaty z wszelkiej maści literami i napisami. Wystarczy Corel i dobra drukarka. A większy rozmiar? Odkryłam ostatnio drukarnię, gdzie za kwotę do 20 zł mam wydruk na papierze plakatowym o wymiarze, który na pewno będzie mnie satysfakcjonował. Ubrać w odpowiednią oprawę... i po co więcej? Moja maszyna vintage zrobiona i wydrukowana samodzielnia, format A3
Biedronkowa roślinka z doniczką... albo doniczka z roślinką
Nałogowo...

* Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli  - najkochańszy pisarz, najwspanialsza książka i w ogóle mój zachwyt nie ma granic!!! Kocham!

Podsumowując, lubię to miejsce, ale dziś już wiem, że nieuchronnie (przy najbliższym remoncie) czeka malowanie 3 turkusowych ścian na biało. 
Co jeszcze? Brakuje nam krzeseł, bo te, których używamy - do dłuższego siedzenia wygodne nie są. No i ściany - wciąż czegoś na nich brakuje.

wtorek, 13 maja 2014

34. Reksio jest biały

To pierwsza rzecz malowana farbami kredowymi. Pierwsza i najbardziej nieudolna. Farba gęsta i aby dodać wody wpadłam, kiedy pomalowałam całość... Co ja mówię - "zmęczyłam" a nie pomalowałam. Mąż stwierdził, że do poprawki, ale ja tu już niczego poprawiać nie będę ;-)