środa, 29 października 2014

67. Przepiśniki black&white

Znowu zwariowałam! U mnie jest tak: jak robić - to masowo! Dużo, zawsze za dużo...
Z rozpędu zrobiłam kolejne trzy przepiśniki. Razem jest 5 i wszystkie gotowe, by pójść do nowej rodziny ;-)



niedziela, 26 października 2014

66. Metamorfoza starego lustra - shabby-rama

W stodole u cioci (tak, tej cioci z poprzednich postów) znalazłam pewne lustro - stare, brudne, zaniedbane. Naprawdę brzydkie. Nie przeszłam jednak obok niego obojętnie. Wzięłam, przygarnęłam - no i jest! Zrobiłam wielkie pucowanie, usunęłam szkło, szlifierką odczyściłam ramę, pomalowałam na French Linen (Annie Sloan) i pobieliłam białą farbą do drewna i metalu. Przymocowałam siatkę hodowlaną, a wokół - przykleiłam koronkę. Jest? Jest. Na końcu pięknie poprosiłam M* o dwa haczyki (wcześniej potraktowane sprayem na biało). A na niej? Cóż może być, jak nie wianek? Obok - serduszko. Akcent francuski - "paryska" tasiemka. No i chyba można nazwać "shabby". A jakże!
Zawiśnie w sypialni, ale za trochę. Musi nabrać mocy urzędowej ;-) Powiadomię ;-)
Wianek z serwety, o której pisałam w poście 65

sobota, 25 października 2014

65. Urodziny mojej Mamy - dwa wianki i serce

Kiedy w zeszłym tygodniu przyjechała do mnie moja Mama, zachwyciła się jesiennymi wiankami i pewnym ażurowym wiankiem ecru. Dodała nieśmiało: "U mnie też by takie pasowały...", nie licząc wcale na to, że mogłaby je dostać. Ponieważ uwielbiam prezenty od serca i takie "na życzenie" lub - jak kto woli - na specjalne zamówienie - voilà - oto jest!
Dziś są jej 65. urodziny. Niech ma. I to dwa oraz serce. I jeszcze coś, ale o tym "czymś" innym razem, bo to osobny temat ;-) Lubię, kiedy się cieszy...
Wianuszek i serce do kompletu zrobione zostały z serwetki, jaką dostałam "w spadku" od babci mojego M*. Leżała w mojej szafie rok i nie za bardzo wiedziałam, co mogę Z NIEJ :-) zrobić. Użycie jej jako serwety nie wchodziło w grę - nie umiałam się do niej przekonać. Niestety, nie mam jej fotografii przed "rozbiórką", ale jestem pewna, że sobie wyobrażacie, patrząc na wianek i serce. Te kółeczka na nim to... serwetkowe winogrona, które poćwiatowałam psując tym samym kiść ;-) Zostały z tego wszystkiego same listki, które - daję głowę - na pewno do czegoś wykorzystam! U mnie nic się nie marnuje! Wydaje mi się, że - o ile serwetka NIE wyglądała, to wianek już TAK. Nawet mi się podoba...
Do wianka i serduszka dorzucam jeszcze jesienny akcent w postaci drugiego wianka.
A w kolejnym poście pokażę swój ażurowy wianek z tejże serwety i pewną tablicę, na której zawisł.

A, właśnie! Jeśli już o serwetach mowa: moja kochana Babcia przez całe swoje życie wyhaftowała ich chyba tysiąc. Większość z nich przygarnęłam ja. Są cudne. Majstersztyk po prostu. Pamiętam ją, kiedy całymi dniami (tylko dniami, bo po "Modzie na sukces" już nie haftowała, twierdząc, że za ciemno! Zupełnie odwrotnie niż ja - działająca nocami) siedziała na skrzypiącym bordowym fotelu i całe życie haftowała... Pamiętam!!! Boże, ja głównie to haftowanie pamiętam! Wzorki, kalki, tony muliny i kordonka, naparstek, plątający się pod nogami len i nitkę na szyi... Pamiętam to jak dziś, a Babci przecież nie ma już 5 lat! No i przygarnęłam to wszystko... Wzorki też, choć pewie nie wyhaftuję w życiu niczego. Ale są. I te piękne obrusy...
Ale do czego zmierzam? Nie, żeby chwalić pod niebiosa talent Babci (choć pewnie takowy miała), tylko chciałabym prosić Was o radę, co zrobić z tymi obrusami, których wzory są cudne, ale kompletnie nie w kolorystyce, którą kocham? Przecież ja tego nie wyrzucę! Ani nie oddam. Nikomu. Babcia była dla mnie kimś wyjątkowym i czuję się dumna, że przyszło mi odziedziczyć cząstkę Jej. Głupie obrusy, ale ja wiem (bo świadkiem byłam przez 25 lat swego życia) ile kosztowały ją serca, siły, oczu, czasu i okrągłych pleców... Powiedzcie, że jest jakiś sposób na zmianę ich koloru? :-) Albo... zmianę mojego podejścia DO KOLORU.
Kiedyś może pokażę choć cząstkę tego Jej rękodzieła...
O, albo wśród tych zbiorów są serwetki takie, które - w całej swej staranności wykonania i kunszcie - nie wiem, do czego służą... i po co w ogóle Babcia je wyszywała... Mam na myśli takie jakieś kwadratowe "dziubdzie" o długości boku 5 cm... (???) I co? Wyrzucić je? Trzymać? Ja strasznie kocham PAMIĄTKI, ale ostatnio dochodzę do wniosku (nienormalne?), że magazynowanie w szafie takich nieużytecznych rzeczy jest bezsensowne... Gdyby można było jeszcze coś z tego zrobić - OK. Niektóre bezużyteczne, poplamione stare obrusy czy gdzieniegdzie podarte serwety już wykorzystałam i poszyłam serca-zawieszki. Ale są i takie, na które pomysłów brak...

piątek, 24 października 2014

64. Gwiazdkowe taboreciki - metamorfoza

Dwa taboreciki (bo "taborety" byłoby chyba za dużo powiedziane) to łup z wyprawy do sprzedającej swoją "posiadłość" cioci (pisałam o niej w poście 58). Zmieniłam im troszkę styl ;-) i pozwoliłam zamieszkać w domu (do tej pory były wyrzucone do stodoły). Są bardzo niedoskonałe. Zwróćcie uwagę, jaki ten większy jest krzywy!!! Ale są. I służą. Obydwa w wiatrołapie.
Ucieczka na teren "zakazany"... Akurat do stołeczka - bo się fajnie przewraca! (stołeczek, rzecz jasna)
Krzywy!!!