poniedziałek, 10 września 2018

136. Dobre na wszystko. Złocenia.


Zgodnie z wyznawaną przeze mnie od lat zasadą, że nie wolno niczego wyrzucać, bo wcześniej czy później może się przydać, postanowiłam uskutecznić recycling niepotrzebnych przedmiotów, które – u normalnych ludzi – już dawno wylądowałyby w koszu. Cała zbieranina gratów, które fruwały gdzieś po domu od dziś zaczęła mi służyć albo jako pojemniki na drobiazgi w nowej pracowni, albo jako dekoracja – po prostu.
Wszystkie te przedmioty w swojej oryginalnej wersji nie nadawałyby się do użytku – albo nie ten kolor, albo zbyt zniszczone. Z pomocą jednak przyszedł szlagmetal, który jest chyba najlepszym panaceum na takie bolączki. Powierzchnia (absolutnie każda!) nim pokryta – choćby najbardziej zniszczona, brzydka, brudna, stara, podrapana – staje się w błyskawicznym tempie odświeżona i może cieszyć oko nawet największych estetów. Problem ze szlagmetalem polega na tym, że można go albo kochać albo nienawidzić, zarzucając mu jego jarmarczność. Nie każdy złocenia lubi (sama też nie jestem fanką złocenia wszystkiego i wszędzie), ale mogą one być świetnym lekarstwem na pokrycie powierzchni zużytych przedmiotów, które lubimy ze względu na ich użyteczność, ale które – ze względu na swój wygląd – do niczego się nie nadają.
Obecnie na rynku jest kilka rodzajów złoceń: w folii, arkuszach oraz w płatkach. Jak widać na powyższych zdjęciach – gama kolorystyczna także jest ogromna. Złoto, srebro, miedź – to podstawowe kolory, ale obecnie pojawiły się również mieszanki, np. złoto-zielony czy melanż. I o ile kolory jednolite już wielokrotnie do złoceń stosowałam, to kolorowych płatków używałam po raz pierwszy. I powiem szczerze – obłęd! Melanżem z Pentartu jestem wręcz zachwycona – zarówno barwą, jak i strukturą tego materiału. Płatki świetnie się nakładają, są niesamowicie wydajne, a ich rozprowadzanie jest dziecinnie proste.
Pod nóż poszły poniższe przedmioty:
 


Każdy z przedmiotów potraktowałam innym rodzajem złoceń. Do przyklejenia użyłam bezkwasowego, wodnego i długo wysychającego kleju do złoceń Daily Art oraz twardego pędzla (choć większość ekspertów poleca do tego celu pędzle miękkie, mnie łatwiej robić to pędzlem szczecinowym). Wszystkie przedmioty pomalowałam wcześniej czarną farbą w sprayu.
Efekty poniżej.
Dodatkowym elementem jest gipsowe seruszko, które także ozłociłam...

Tak sobie złociłam i złociłam i wyzłociłam jeszcze kilka innych rzeczy… 





2 komentarze: