Kuchnia niejednokrotnie pojawiała się na zdjęciach przy okazji wszelkiego rodzaju dekoracji. Dziś po raz pierwszy pokazuję ją w całości. Wczoraj jeszcze myślałam, że nie zasłużyła sobie na to, bo jest - jak wszystko inne zresztą - nie ukończona, ale dzisiaj - a co mi tam, pomyślałam. Może nawet ciekawiej będzie, kiedy pokażę ją teraz taką, jaka jest, a potem - jej przemiany ;-)
Wiele jeszcze brakuje: okapu, lambrekinu, białych doniczek, pojemników, ramek, obrazków i tak dalej i tak dalej... Wiem jednak, że nie można wszystkiego mieć od razu. Nie minął jeszcze rok, odkąd mieszkamy, a my i tak mamy tak wiele... Sama nie wiem, jak udało się nam to wszystko tak sprawnie zorganizować... Wiem jednak, że kosztowało to sporo nerwów (głównie mnie, bo mój M. twierdzi, że "spokojnie, zrobi się..."!)
Zaczynam się coraz bardziej przekonywac do różu, mało tego - pastelowego różu. Nigdy wcześniej bym się o to nie posądzała. Teraz - polubiłam i to bardzo ;-)
|
Kuchnia połączona jest z jadalnią dość szerokim przejściem. W projekcie było ono dużo węższe. |
|
Zaraz za rogiem, po lewej stronie "samotna" płyta. W parze z okapem będzie jej na pewno raźniej... |
|
Na wprost wejścia - okno i znowu takie samotne... Karnisz już jest - teraz tylko czas! Czas, rzecz jasna, żebym mogła coś uszyć ;-) Pomysł też już jest. |
|
Między ścianą z oknem a piekarnikiem mamy kawałek wolnej ściany, gdzie zdecydowaliśmy się na 3 półki. Wszystko to po to, żeby się aż tak bardzo nie zabudowywać meblami. Myślę, że nie żałuję. Na razie wszystkie rzeczy mi się mieszczą w segmencie dolnym, a poza tym mam spiżarkę, więc wiele rzeczy "jedzie" tam ;-) |
|
No, i te pastelowe róże... Mmmm... |
|
Różyczki też bardzo lubię... I też całkiem od niedawna. Zdradzę, że lambrekin też będzie w róże |
|
Jadalnia - tu też brakuje czegoś na oknach... |
W najbliższym czasie - małe i duże metamorfozy.
Pozdrawiam serdecznie.
Oj ładnie tu u Ciebie, zapowiada sie na ciekawe czytanie i oglądanie. Będe zaglądała :-)
OdpowiedzUsuńSama jeszcze nie piszę bloga, ale każdego dnia się przełamuję.... juz nawet ma nazwę, tylko ten czas..... Pozdrawiam,
Witam Cię serdecznie w blogowym świecie:) Mojemu blogowi niedługo stuknie roczek, doskonale pamiętam ten dreszczyk emocji towarzyszący pierwszemu mojemu "hello world":) I bardzo mi miło, że to dzięki mojemu blogowi postanowiłaś sama pisać:))) Sama nigdy nie zapomnę matek chrzestnych mojego bloga, więc mam nadzieję że i Ty o mnie nie zapomnisz;) Jeszcze raz witam i życzę powodzenia w blogowaniu!
OdpowiedzUsuńwitaj! trzymam kciuki za blog , Twoje 103 metry i ich metamorfozy!
OdpowiedzUsuńprzy okazji- jak Ci sprawuje takie usytuowanie płyty? mówi się, że powinno byc 40cm blatu, żeby miec gdzie garnki odstawic- u Ciebie tego brak, dajesz radę?
serdeczne
PS. wyłącz weryfikacje obrazkowa. pliss... jest bardzo upierdliwa...:-))
Już wyłączyłam ;-) Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś.
OdpowiedzUsuńJak mi się sprawuje usytuowanie płyty? Hmmm, krótko mówiąc - kicha! Ja nie wiem, gdzie miałam wówczas rozum, kiedy planowałam płytę w tamtym miejscu ;-( Co prawda bardzo chciałam mieć ją oddzielnie (i nadal chcę), ale zupełnie nie myślałam o tym, że nie będzie można postawić obok nawet małego talerza, aby odłożyć na niego łyżkę po zamieszaniu czegoś w garach czy innej rzeczy niezbędnej podczas gotowania (nie m ówiąc już o zestawieniu garnka)! Kicha, kicha i jeszcze raz kicha i płakać mi się chce, że tak zrobiliśmy, ale cóż... Jest i koniec. Czy teraz jest na to jakieś wyjście? Może jakiś blat, skądś...
Bardzo ładny chustecznik zrobiłaś! Pasuje do tacki z ikea ;p Też mam taką :) Zrób koniecznie pojemnik!
OdpowiedzUsuńMój wymarzony zlew <3
OdpowiedzUsuńZapragnęłam mieć białą kuchnię... ale u takiej sierotki jak ja, to chyba nienajlepszy pomysł. Nic bym nie robiła, tylko sprzątała :)
OdpowiedzUsuń