wtorek, 23 września 2014

51. Kinkiety w salonie. Jesiennie...

Jakże to? Kinkietów pragnąć tak bardzo? Właśnie tak!
Od 1,5 roku usilnie szukam odpowiedniego oświetlenia do naszego salonu. Nie wiem, co się dzieje, że - jak do tej pory - nic, ale to kompletnie nic nie powaliło mnie na kolana... Nie znalazłam niczego, co mogłoby wisieć na mojej ceglanej ścianie i cieszyć moje oko równie bardzo, jak ona sama. Przetrząsnęlam Internet wzdłuż i wszerz, schodziłam nogi po pchlich (i nie tylko pchlich) targach, odwiedziłam wszystkie markety budowlane i wiele sklepów z oświetleniem i... nie znalazłam niczego, co chciałabym mieć u siebie. I to nie było tak, że nie  znalazłam kinkietów, jakich szukałam (bo ja sama nie wiedziałam, czego konkretnie chcę i nie miałam wcale żadnej wizji, że mają być takie i takie...), ale wśród tych, które były dostępne żaden mnie nie zauroczył, bo nie miał w sobie "tego czegoś" ;-) Czego? Trudno powiedzieć.
Pewnego dnia gdzieś w sieci znalazłam!!! Ten mój jedyny i upragniony! Był idealny, miał w sobie "to coś", czego opisać nie umiem. Cena jednak (250 zł) troszkę mnie odstraszyła i skutecznie oddaliła moje marzenie o nim. Potrzebowałam trzech sztuk, więc wydatek 750 zł był dużo za duży.
Musiałam zmienić kierunek swoich poszukiwań i "przerzucić się" na coś ciut tańszego (choć pewnie wielu z Was powie, że 250 zł za sztukę to - jak na kinkiet - jest tanio). Na Westwing znalazłam równie ładne, ale... nie wymarzone. Cena: 129 zł. Kupiłam. Czekałam, czekałam, czekałam. Dni odliczałam. Nie doczekałam się. Otrzymałam informację: "Niestety, ...problem... dostawca nie dostarczy... przepraszamy... w ramach rekompensaty bon na 100 zł". A ja dalej nie mam kinkietów!!! Minęło kilka miesięcy... Nie do wiary! Moje kinkiety, te pierwsze wymarzone kinkiety, są na Westwing!!! Cena: 159 zł. Ale ja mam bon, a co za tym idzie - za jeden kinkiet zapłacę 125 zł (a więc o połowę mniej niż w sklepach internetowych, gdzie je upatrzyłam). Nie wahałam się ani minuty. Emocje tym razem jednak nie były już tak wielkie, bo bałam się oddychać, by nie zapeszyć... Na szczęście kinkiety dotarły do mnie w całości i bez żadnych problemów. Są takie, jak chciałam i już je uwielbiam. Jak to warto polować na okazje...Dziękuję ci, Westwing!
A pomiędzy nimi w przyszłości pewnie zawiśnie telewizor, stąd te szpecące ścianę gniazdka...
Pierwszy (Gisele), który nie dotarł  i właściwy, mój (Noef)... Fot. Westwing




4 komentarze:

  1. Na pierwszy "rzut oka" nie wydawały mi się takie atrakcyjne, ale... na drugi i trzeci i kolejny "rzut" są piękne! i jeszcze w wiankowej aranżacji, wyglądają, jakby zawsze tu było ich miejsce, pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale urocze. Super wyglądają i do tego te wianki i jesienna dekoracja. pięknie.A może wpadniesz na moją rozdawajkę, zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oba są śliczne i bardzo stylowe :)

    OdpowiedzUsuń